Użhorod
( ukr. Ужгород a węg. Ungvár)
jest stolicą oblasti (obwodu) Zakarpackiej. Jest niewielkim miastem
turystycznym przy granicy ze Słowacją i Węgrami. Swoją nazwę
zawdzięcza płynącej przez miasto rzece Uż.
Pierwsze
co pozytywnie zaskoczyło mnie w przewodniku to „użycie czasu
lokalnego”. Ponieważ jest to najbardziej wysunięta na zachód
część Ukrainy ludzie używają czasu lokalnego zgodnego z
Budapesztem i Warszawą.
Różnicę
czasu można odczuć przyjeżdżając rano do Użhorodu. Nasz pociąg
zatrzymał się na stacji kilka minut przed 7 rano. W mieście pusto
i ciemno. Do 10 błąkamy się oglądając zabytki i myśląc tylko o
jedzeniu. No tak...student głodny student zły.
Kiedy
już znalazłyśmy miła restaurację i zjadłyśmy pyszne naleśniki
zabrałyśmy się do zwiedzania.
Miasto
zostało założone w średniowieczu i przez wieki przechodziło z
rąk do rąk właścicieli różnych narodowości.
Droga
o 7:30 do centrum – miny ludzi widzących turystów o tak
nieludzkiej porze: bezcenne. Zwłaszcza kiedy znalazłyśmy ciekawe
obiekty do fotografowania.
Czy u nas po Polsce też jeżdżą autobusy z butlami gazowymi na dachu i węzykiem do baku wystającym z jednej strony samochodu?
Do
starego miasta dostałyśmy się przez długą kładkę dla pieszych.
Kładka i fragmenty wałów przeciwpowodziowych z XIX wieku są
nazywane mostem i ścianą śmierci. Most przetrwał kilka
kataklizmów i właściwie bardzo dziwnie idzie się po nim czytając
najpierw jego historię. Odetchnęłam z ulga kiedy znikąd nie
pojawiła się powódź ani pożar.
Potem
zwiedzanie cerkwi i synagog. Błądzenie po wąskich uliczkach było
bardzo przyjemne. Dotarłyśmy do zamku, w którym teraz mieści się
muzeum. Obok jest ogromny skansen.
Kiedy
już zwiedziłyśmy wszystkie najważniejsze zabytki miasto zaczęło
się budzić. Głównymi deptakami centrum są Korzo i Wołoszczyna
na których znajdują się sklepy z pamiątkami i restauracje. Usiadłyśmy na wałach o dźwięcznej nazwie: Ściana śmierci.
Użhorod
jest miastem w którym turystyka miesza się z codziennym życiem.
Obok pięknych uliczek centrum znalazłyśmy sobotni targ.
Na
targu można kupić wszystko. Zaczynając od warzyw, przechodząc
przez wódki i wina własnej produkcji, ubrania, sery i mięso leżące
prawie na ziemi kończąc na żywych kurach zamkniętych w klatkach.
Na środku targu śpią bezpańskie psy, które zupełnie nie
przejmują się tym że ktoś je omija.
Towar
na targ przywożą rozklekotane ciężarówki, takie jak ta na
zdjęciu. Ten egzemplarz ma na sobie zachęcający do jedzenia napis
„Chleb”.
Kilka miejsc naprawdę nas zaskoczyło lub rozbawiło:
Szewczenko był bardzo "nadąsany" mimo napisu na postumencie "Obejmijcie się bracia moi", chciałyśmy go pocieszyć.
Wędrówkę
po Użhorodzie zakończyłyśmy pysznym obiadem i niestety kiedy
wyszło piękne słońce musiałyśmy wsiadać do pociągu
wracającego do Lwowa.
Planuje
tu wrócić wiosną – te kolory!
Jeśli
będziecie kiedyś w okolicy, nawet po stronie Słowackiej lub
Węgierskiej polecam odwiedzić to miasto chociaż na jeden dzień.
Na
koniec: Ponieważ będąc w Użhorodzie świętowałam swoje
urodziny, trafiłyśmy w bardzo miłe miejsca gdzie zjadłyśmy
pyszne rzeczy. Jeśli kiedyś zajrzycie do Użhorodu polecam
restaurację o nazwie Palachinta. Zresztą zobaczcie sami co tam
zjadłam.
****
Część zdjęć autorstwa Małgorzaty M. za co serdecznie dziękuje.
Ważne! Zawsze należy zabrać ze sobą awaryjne baterie do aparatu!