Miałam
napisać dzisiaj o Iwano – Frankowsku (właściwie Ivano –
Frankivsku jeśli mam myśleć filologicznie). Jednak coś nie daje
mi spokoju.
Październik
jest we Lwowie miesiącem, w którym dni pełne słońca przeplatają
się z ulewami i pierwszymi mroźnymi wieczorami. W gmachu
uniwersytetu robi się coraz zimniej, a Ukrainki nadal biegają po
lwowskich chodnikach w niebotycznie wysokich szpilkach.
Mam
jednak wrażenie, że całe miasto pogrążyło się w zadumie.
Staram się dopasować do zmieniającego się jak w kalejdoskopie
rytmu. Puls Lwowa zmienia się w zależności od miejsca i czasu.
Rano, w centrum, mnóstwo jest śpieszących się młodych ludzi. Ci
sami młodzi studenci wracają wieczorami do akademików nieśpiesznie
rozmawiając. Panie w sklepie i małej „swojskiej” knajpce
obsługują gości ze swoistym ociąganiem, tak różnym od
pracujących w modnych restauracjach turystycznych „sprawnych”
pracowników.
Jestem
tutaj, będąc trochę częścią tego świata. Tak naprawdę jestem
obok, przysłuchując się rozmowom w tramwaju, dyskusjom przy
stolikach na stołówce i spokojnej wymianie zdań studentów idących
za mną do akademika.
I
chociaż nic w tych rozmowach nie wskazuje na nostalgię czy
niezadowolenie z życia, są słowa które bardzo mnie dziwią.
Panie
w tramwaju dyskutują o zaletach jakiegoś produktu. Mówią o
markach, cenach i jakości kończąc wypowiedź zdecydowaną
pochwałą: „W końcu to angielskie”. Koleżanka z roku wita się
z nami i częstuje czekoladowymi drażetkami mówiąc: „To wasze,
polskie najlepsze”. W kiosku wszystkie gazety dla młodych ludzi są
rosyjskie. Ukraińskie są dzienniki i tygodniki polityczne, ich cena
sięga 15 hrywien, to bardzo dużo jak na ukraińskie realia.
W
pociągu jadącym do Odessy słyszymy młodych ludzi rozmawiających
po Rosyjsku. I nie przeszkadza mi to wcale gdyby nie jeden mały
szczegół.
Ukraińcy
chyba nie są dumni z tego, że są Ukraińcami.
Polscy
studenci kojarzą się im przede wszystkim z akademią medyczną.
Kiedy mówię, że jestem tu żeby nauczyć się języka zwykle
pytają: ale co robisz w Polsce? Na moje słowa – studiuje
ukraińską filologię reagują wielkimi oczami i pytają „A po co
ci to?”
Nikt
nie uważa, że warto studiować ich język i kulturę. Wszyscy
myślą, że nie ma po tym pracy, przyszłości i jakiejkolwiek
nadziei.
Chyba
wierzę w nich bardziej, niż oni sami.
A
za oknem znowu ciężkie krople deszczu. Październik.
***
Fot. autorstwa Małgorzaty M. Lwów 2012.
***
Fot. autorstwa Małgorzaty M. Lwów 2012.
0 komentarze:
Prześlij komentarz