niedziela, 14 października 2012

Podróże po Ukrainie: Ivano – Frankivsk

Miasto liczące ok. 230 tys. mieszkańców jest stolicą oblasti (obwodu) Ivano-Frankivskiej. Założone przez hetmana Stanisława Revera Potockiego w 1662r. jako Stanisławów, obecną nazwę posiada od 1962r.


Podróż rozpoczynamy z dworca we Lwowie wsiadając do marszrutki. O 7:30 ruszamy, a już ok. 8 brakuje miejsc siedzących. W marszrutce panuje rodzinna atmosfera: ktoś wiezie wielkie walizki, ktoś inny wsiada by przejechać kilka przystanków.

Bus wolno toczy się w kierunku Ivano – Frankivska zatrzymując się we wszystkich wsiach i miasteczkach. Pani stojąca nad nami zgniata Gosi wątrobę. Mała dziewczynka, jadąca z rodzicami na wesele, uważa żeby nie wybrudzić białej falbaniastej sukienki. W połowie drogi dosiadają się wędkarze i w powietrzu czuć duszny zapach ryb i perfum pani ubranej w wieczorową sukienkę. 


Mijamy pola, które ludzie orzą z pomocą koni. Specjalnie wcześniej użyłam słowa „kierunek”, asfalt raz jest, raz znika, a zazwyczaj marszrutka skacze na wybojach. Śmieszą nas napisy „Zachowaj czystość na poboczu”, ponieważ pobocze składa się z dziur, żwiru i krzaków. Po trzech godzinach wysiadamy trochę poobijane i zdrętwiałe przy dworcu w Ivano – Frankivsku. 



Obok dworca mnóstwo drobnych stoisk z okularami, mięsem i produktami z Polski, a za nimi samotny niedojedzony arbuz.


Sobota w Ivano – Frankivsku jest senna. Jemy śniadanie w knajpce o dźwięcznej nazwie „Wiedeń” patrząc na budzące się miasto. Obok nas pan wypasa kucyka na trawie. 


Zwiedzamy, błądząc bez specjalnego celu po centrum. Oglądamy kościół ormiański, ratusz na ploszczy Rynok i odpoczywamy na majdanie Szeptyckiego. Przy tym urokliwym placu mieści się muzeum w dawnym kościele Najświętszej Mari Panny. 


Nazwy ulic przypominają Lwów- ul. Lesi Ukrainki, Siczowych Strilciw, Wirmeńska i kilka innych. Docieramy do targu, na którym można kupić dosłownie wszystko. Ola w prezencie urodzinowym od rodziców kupuje ukraińską soroczkę- wyszywana białą bluzkę. Trochę potargowała się ze sprzedawczynią i obie bardzo zadowolone, życzą sobie miłego dnia.

Tym co najbardziej oczarowało mnie w Ivano – Frankivsku były ogromne kute instalacje. W całym mieście można było znaleźć piękne artystycznie kute rzeźby: drzewa, huśtawki, ławki. Rzeźby zostały postawione z okazji 350 lecia miasta w ramach konkursu kowalstwa artystycznego. 


Pod koniec naszej wycieczki siadamy na fontannie, która skupia w centrum wszystkich młodych ludzi i dzieci. Mam wrażenie, że pełni funkcję: „the meeting place” jak Wrocławski pręgierz. 



Można usiąść na ławkach, posłuchać muzyki dochodzącej z głośników i patrzeć jak dzieci biegają dookoła fontanny.



Nie byłybyśmy filologami jeśli nie obeszłybyśmy wszystkich otwartych księgarni. W jednej z nich kupiłam turystyczną mapę Ukrainy, która niedługo zajmie honorowe miejsce na ścianie. Mam nadzieję, że szybko zapełni się kropkami oznaczającymi miejsca które odwiedziłyśmy.

Ivano – Frankivski nie przytłacza nadmiarem miejsc do zwiedzania. Spokojnie można przyjechać tu na jeden dzień i zobaczyć całe centrum. Zdążyłyśmy odwiedzić kilka sklepów, zjeść śniadanie i deser, kilka razy obejść stare miasto. Warto, jeśli ktoś z was będzie w okolicy, odwiedzić miasteczko i napić się dobrej kawy.

Miło było odpocząć od szalonego rytmu Lwowa, choć komisyjnie doszłyśmy do wniosku, że dobrze zrobiłyśmy wybierając Lwów, jako miasto w którym będziemy studiować przez pół roku. Ivano – Frankivsk też ma całkiem niezłą uczelnie, ale Lwów zdecydowanie wygrywa w ilości rozrywek i miejsc turystycznych. 



Zakończyłyśmy wycieczkę na dworcu wsiadając do pociągu relacji Czernivci – Odessa przez Lwów. Jeśli już w tym momencie zastanawiacie się: co z tym pociągiem jest nie tak, to dobrze znacie topografię Ukrainy. Jeśli nic nie mówią wam te nazwy, popatrzcie na mapę z wyznaczoną przybliżona trasą pociągu.



Ukraińskie pociągi to już temat na koleją opowieść. Już niedługo relacja z Użhorodu i nocnej podróży pociągiem.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
;