poniedziałek, 8 października 2012

Wszystko albo nic


Miałam napisać dzisiaj o Iwano – Frankowsku (właściwie Ivano – Frankivsku jeśli mam myśleć filologicznie). Jednak coś nie daje mi spokoju.

Październik jest we Lwowie miesiącem, w którym dni pełne słońca przeplatają się z ulewami i pierwszymi mroźnymi wieczorami. W gmachu uniwersytetu robi się coraz zimniej, a Ukrainki nadal biegają po lwowskich chodnikach w niebotycznie wysokich szpilkach.

Mam jednak wrażenie, że całe miasto pogrążyło się w zadumie. Staram się dopasować do zmieniającego się jak w kalejdoskopie rytmu. Puls Lwowa zmienia się w zależności od miejsca i czasu. Rano, w centrum, mnóstwo jest śpieszących się młodych ludzi. Ci sami młodzi studenci wracają wieczorami do akademików nieśpiesznie rozmawiając. Panie w sklepie i małej „swojskiej” knajpce obsługują gości ze swoistym ociąganiem, tak różnym od pracujących w modnych restauracjach turystycznych „sprawnych” pracowników.

Jestem tutaj, będąc trochę częścią tego świata. Tak naprawdę jestem obok, przysłuchując się rozmowom w tramwaju, dyskusjom przy stolikach na stołówce i spokojnej wymianie zdań studentów idących za mną do akademika.

I chociaż nic w tych rozmowach nie wskazuje na nostalgię czy niezadowolenie z życia, są słowa które bardzo mnie dziwią.

Panie w tramwaju dyskutują o zaletach jakiegoś produktu. Mówią o markach, cenach i jakości kończąc wypowiedź zdecydowaną pochwałą: „W końcu to angielskie”. Koleżanka z roku wita się z nami i częstuje czekoladowymi drażetkami mówiąc: „To wasze, polskie najlepsze”. W kiosku wszystkie gazety dla młodych ludzi są rosyjskie. Ukraińskie są dzienniki i tygodniki polityczne, ich cena sięga 15 hrywien, to bardzo dużo jak na ukraińskie realia.

W pociągu jadącym do Odessy słyszymy młodych ludzi rozmawiających po Rosyjsku. I nie przeszkadza mi to wcale gdyby nie jeden mały szczegół.

Ukraińcy chyba nie są dumni z tego, że są Ukraińcami.

Polscy studenci kojarzą się im przede wszystkim z akademią medyczną. Kiedy mówię, że jestem tu żeby nauczyć się języka zwykle pytają: ale co robisz w Polsce? Na moje słowa – studiuje ukraińską filologię reagują wielkimi oczami i pytają „A po co ci to?”

Nikt nie uważa, że warto studiować ich język i kulturę. Wszyscy myślą, że nie ma po tym pracy, przyszłości i jakiejkolwiek nadziei.

Chyba wierzę w nich bardziej, niż oni sami.

A za oknem znowu ciężkie krople deszczu. Październik.



***
Fot. autorstwa Małgorzaty M. Lwów 2012.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
;