sobota, 29 września 2012 0 komentarze

Jak przetrwać we Lwowie cz.2- Tymczasowy pobyt

Ukraina to nie kraj- Ukraina to stan umysłu.

Wstałam. Pod prysznicem nie było ciepłej wody. W umywalce nie było ciepłej wody a kiedy odkręciłam kurek z kranu wyleciał bigos. I moja myśl: Lwów – to nic nadzwyczajnego. Jednakże wzięłyśmy wiadro i łapałyśmy bigos, żeby mieć co jeść.

Potem się obudziłam i dotarło do mnie, że to co się dzieje naprawdę jest bardziej absurdalne.

Od około 2 tygodni wizy do Polski dla Ukraińców i do Ukrainy dla Polaków są darmowe. Nie znaczy to wcale, że Polacy pchają się do ukraińskiego konsulatu drzwiami i oknami. Mimo wszystko ukraiński konsulat wystawia wizę tylko na 45 dni a na jej wystawienie czeka się nadal 2 tygodnie! Potem trzeba wyrobić tymczasowy pobyt.

Na każdym kroku trzeba pokazywać wizę. W akademiku, na uczelni. Wszyscy proszą o wizę, a potem mówią nam, że ona właściwie nie jest nic warta bo...potrzebny jest pobyt tymczasowy. Nie zrozumiecie po co jest wiza, skoro możemy tu być 3 miesiące bez niej, a z nią tylko 45 dni. Nie wiadomo po co robić wizę skoro po wjechaniu do Ukrainy nie można z niej wyjechać, żeby wizy nie anulować. I w końcu, skoro i tak trzeba robić tymczasowy pobyt, po co nam wiza?

Gdyby jeszcze tymczasowy pobyt był tak prosty do zrobienia. No bo przecież, zaproszenie jest, wiza jest, nic nie stoi na przeszkodzie. Jednak, nic we Lwowie nie jest proste.

Pierwsze co trzeba zrobić to: Tłumaczenie międzynarodowego dokumentu jakim jest paszport. Paszport, w którym jest ukraińska wiza w języku UKRAIŃSKIM.

Kolejną bardzo dziwną rzeczą jest tłumaczenie dokumentu o pięknie brzmiącej nazwie: „strachuwania”. Tłumacząc z ukraińskiego „na nasze” jest to ubezpieczenie. Nic nie zmienia fakt, że to samo ubezpieczenie studenckie można kupić w ukraińskim biurze podróży.

Zdziwione staramy się dowiedzieć, dlaczego musimy tłumaczyć ubezpiecznie skoro kwitek jest po angielsku i jest do wyrobienia w Ukrainie. Chcemy wiedzieć dlaczego konieczne jest tłumaczenie strony z paszportu z danymi zawartymi w wizie i na zaproszeniu z uniwersytetu. Jedyną słuszną odpowiedzią, osoby odpowiedzialnej za pobyt tymczasowy na uniwersytecie, jest: Bo tak trzeba.

Ktoś wpada na genialny pomysł: przecież konsulat Polski we Lwowie na pewno wszystko wie. Jedziemy do konsulatu.

Pod ogromnym nowoczesnym budynkiem (którego zdjęcia nie mogę wam pokazać bo...to obiekt wojskowy i nie wolno robić zdjęć!) zaczepiają nas panowie proponujący wizę do Polski. Po 5 razie na ich „Czy...” odpowiadamy „jesteśmy z Polski”. Pod wejściem kolejka. Milicjanci pilnują porządku, wszyscy tłoczą się za barierkami. Czeka około 40 osób.

W tym momencie przypomina mi się nasza wizyta w konsulacie w Krakowie. W kolejce ok. 10-15 osób, wszyscy w środku a policji ani śladu.

Pytamy grzecznie czy musimy czekać w kolejce. Pan mówi, że tak. Mówię, że jestem Polką, a milicjant od razu robi się milszy. Pokazujemy paszporty (a ktoś powiedział, że nie należy ich nosić ze sobą!) i wchodzimy do środka bez kolejki.

To jeszcze nie koniec. Teraz trzeba wyłączyć telefon komórkowy (!) i przejść przez bramkę do wykrywania metali, a torbę prześwietlić w taśmociągu. Pan ze straży granicznej mówi nam „Dzień dobry, proszę zdjąć wszystkie metalowe rzeczy” a kiedy uparcie piszczę na bramce, macha na to ręką. Teraz wiem, że to chyba zamek w kurtce.

Dookoła nas mnóstwo okienek i wszędzie ludzie. Pan ze straży, kiedy dowiaduje się o co chodzi, kieruje nas do okienka na końcu.
W okienku porad prawnych pani nie wie jak nam pomóc. Woła kogoś z większą wiedzą. Po chwili, dwaj mili panowie zapraszają nas do oddzielnego pokoju.

Znów staje mi przed oczami okienko w konsulacie w Krakowie. Nie dość, że tylko jedno jest otwarte, to jeszcze każdy słyszy o czym rozmawiasz!

Po wysłuchaniu skarg i zażaleń wyjaśniają część naszych obaw. Tak naprawdę nie mogą nam pomóc bo oni nie mają kontaktu z Konsulatami Ukrainy, ale cieszą się, że wiedzą o problemach, które konsulaty robią. Nie mają pojęcia dlaczego nasze wizy są na 45 dni. Oni wystawiają na tyle na ile życzy sobie petent.

Dlaczego należy tłumaczyć paszport i ubezpieczenie? Bo ukraińska milicja uważa, że wszystko można sobie zrobić na drukarce (łącznie z legitymacją pracownika polskiego konsulatu, o czym dowiedział się pewnego razu nasz rozmówca). I wierzy tylko w to, co napisane po ukraińsku.

Ola właśnie jedzie do Warszawy po wizę. Panowie w konsulacie mówią jej, że najlepsza jest dla niej wiza krótkoterminowa wielowjazdowa na 6 miesięcy. My mamy długoterminową jednowjazdową na 45 dni. Dlaczego jej nazywa się krótkoterminowa, a nasza długo? Tajemnica.

Po telefonie do konsulatu ukraińskiego okazuje się, że wiz krótkoterminowych zrobić nie można bo długoterminowe są za darmo i oni innych już wcale nie wydają, nawet za opłatą.

Na pytanie: Ile trzeba czekać po przekroczeniu 3 miesięcy, żeby znowu wjechać na terytorium Ukrainy bez wizy znajdujemy piękną odpowiedź: „To zależy od celnika”. I bądź tu mądry człowieku.

Pytają nas czy jesteśmy z uniwersytetu medycznego. Kiedy odpowiadamy, że jesteśmy na wymianie na ukrainistyce, mówią ze śmiechem: No taki sobie panie kraj wybrały.

Najgorsze jest to, że wcale się z nas nie śmieją. Oni w końcu też tu mieszkają.

Na koniec radzą nam napisać na forum jak wygląda wyrobienie tymczasowego pobytu, żeby ludzie wiedzieli z czym się spotkają. No to piszę. Enjoy and good luck.
piątek, 28 września 2012 0 komentarze

Lwów w fotografiach cz.3

Na wstępie chciałam bardzo podziękować mamie Gosi, która przeszła samą siebie i dostarczyła nam wszystkiego czego potrzebowałyśmy oraz tego na co w życiu byśmy same nie wpadły. Dziękujemy za anielskie kotlety i jak napisano na naszym oleju, to był prawdziwie Szczery Podarunek.
Przepraszam za przerwę ale dopadło mnie okropne przeziębienie. Na szczęście teraz mamy we Lwowie babie lato i temperatura dochodzi nawet do 26 stopni.  Jutro festiwal kawy.

Wszyscy wiedzą, że student najedzony to student szczęśliwy, więc główną częścią dnia są zakupy w sklepie Metro.


Martyna choruje bardzo stylowo: tutaj najnowszy krzyk lwowskiej mody- Krymski Tatar (lub Chamski Katar według uznania).
 Kto znajdzie coś dziwnego w tym napisie na batoniku? Macie pomysł, kto jest jego producentem?

niedziela, 23 września 2012 1 komentarze

Jak przetrwać we Lwowie cz. 1- podróże Marszrutką.

Marszrutka – (маршрутка). Żółty pojazd silnikowy. Napędzany prawdopodobnie tylko silną wolą pasażerów. Słuchałam historii o marszrutkach we Lwowie kilka miesięcy przed przyjazdem. Nic nie jest w stanie opisać tego przeżycia dokładnie. Postaram się je jednak przybliżyć.

Pierwsza podróż marszrutką miała miejsce następnego ranka po przyjeździe do Lwowa. Wyszłyśmy z Gosią na ogromną ulice Pasiczną i zobaczyłyśmy stojącą pod parasolem kobietę po drugiej stronie ulicy. Prawdopodobnie czekała na marszrutkę.

Tutaj należy zatrzymać się na moment i zadać sobie pytanie: dlaczego prawdopodobnie? Marszrutka zatrzymuje się na życzenie wysiadającego lub wsiadającego. Nie ma ustalonych przystanków tylko dość swobodnie nakreśloną trasę przejazdu. Jeśli chcecie pojechać marszrutką znajdźcie po prostu dużą grupę ludzi, stojącą przy krawężniku ulicy po odpowiedniej, do waszego kierunku jazdy, stronie ulicy.

Przeszłyśmy na drugą stronę ulicy i zapytałyśmy czy pani czeka na marszrutkę. Czekała. My czekałyśmy z nią. Nadjechał długi rząd żółtych pojazdów, zatrzymałyśmy jeden z nich tak samo jak w Polsce zatrzymuje się autobus na przystanku "Na żądanie" i wsiadłyśmy.

Tutaj rozpoczyna się standardowa procedura. Obok kierowcy (wodija) jest dywan. I zwróćcie uwagę na to, że słowo „dywan” w tym kontekście nie jest napisane w cudzysłowie. Na dywan kładzie się pieniądze- odliczone lub nie. Kierowca wydaje resztę jedną ręką. Drugą kręci kierownicą włączając się już do szalonego ruchu.




Położenie pieniędzy jest w tym wypadku najprostszym sposobem zapłacenia za przejazd. Kiedy marszrutka jest dość pusta i można wsiąść z przodu wszystko jest jasne. Problem zaczyna się kiedy w marszrutce jest dużo ludzi. Część wsiada z przodu, część pcha się do tyłu i wszyscy stoją jak sardynki w żółtej puszce.


Jak więc płacą za przejazd ci, którzy zgnieceni z tyłu nie mogą się ruszyć? Podają pieniądze do przodu, a pasażerowie dają je kierowcy.

Tutaj przyda wam się kilka podstawowych zwrotów, które są niezbędne do przetrwania w marszrutce:

  1. „Predajte hroszi wodijowi” – [Proszę przekazać pieniądze kierowcy]. I pamiętajcie – jeśli ktoś w marszrutce daje wam pieniądze nie należy wkładać ich do kieszeni i udawać, że ich nie było. To nie działa – naprawdę.
  2. „Z desjaty na odyn” – [z dziesięciu na jeden]. Kiedy dostałam plik banknotów do ręki z tymi słowami przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi. Podałam więc pieniądze dalej powtarzając to samo „Z desjaty na odyn” a pan, który wziął je ode mnie, się nie zdziwił. Po chwili tą samą drogą wracała reszta. Chodzi więc o to, że jeśli wsiadając z tyłu nie macie odliczonych dwóch hrywien, podając banknot (mile widziany poniżej 20, najlepiej poniżej 10) musicie zaznaczyć za ile osób płacicie. W tym wypadku z 10 hrywien płacicie za jedną osobę. Wymaga to poznania podstawowych liczebników w języku ukraińskim, ale o tym innym razem.
  3. „Zupynit budlaska” – [Proszę się zatrzymać]. Uprzedzajcie kierowce o zamiarze wyjścia chwilę wcześniej. Marszrutki zazwyczaj zatrzymują się na przystankach autobusowych ale wypuszczą pasażera w większości „nie niebezpiecznych” miejsc. Jeśli jesteście ściśnięci z tyłu jak sardynki musicie powiedzieć to naprawdę głośno. I nikt nie będzie patrzeć dziwnie.
  4. „Widkrytyt' zadni dweri” – [Proszę otworzyć tylne drzwi]. Analogicznie do powyższego. Ściśnięci z tyłu pojazdu mówicie to głośno i wyraźnie. Inaczej przejedziecie wasz przystanek. Trudno.

Większość z was zastanawia się pewnie jak to działa? Ukraińcy muszą być bardzo uczciwi skoro płacą za przejazd z drugiego końca pojazdu.

Po długiej dyspucie na ten temat, Ola zapytała o nurtującą nas sprawę znajome Ukrainki. A one odpowiedziały

„WODIJ NE DURNYJ!”.

Kierowca liczy wsiadające do marszrutki osoby i nie ruszy póki nie wpłynie do niego odpowiednia ilość pieniędzy. Widzicie więc teraz, że próby oszukanie tego super prostego systemu nie są możliwe bo KIEROWCA NIE IDIOTA! W końcu umie poruszać się po mieście, jednocześnie wydając resztę i licząc pasażerów, a to we Lwowie naprawdę jest wielką sztuką.
czwartek, 20 września 2012 2 komentarze

Ciekawostki Ukrainy: Mięsny orzech

Dziś jako danie główne obiecany wczoraj: Mięsny orzech. 
Dla niewtajemniczonych w cyrylice i zawiłości języka ukraińskiego tłumaczenie:

Mięsny orzech
Faberge
Lepszej jakości.


М'ЯСНИЙ ГОРІХ (Miasnyj horich)
ФАБЕР'Є (Faberje)
ВИЩИЙ СОРТ (Wyszczyj sort)
środa, 19 września 2012 2 komentarze

Lwów w fotografiach cz.2

 Widok obok kościoła ormiańskiego. W kopule mozaika Mehoffera z 1912-13r. W środku nie można robić zdjęć, więc odsyłam was do wujka Google: pod hasłem Katedra ormiańska we Lwowie.
 Uniwersytet. Dzisiaj zgubiłyśmy się na nim dwa razy. Za każdym razem pytałyśmy sprzątających tam pań jak dotrzeć do sal. Są niczym Pytia. Uniwersytet wielki niczym Hogwart i mam wrażenie, że też przesuwają się w nim schody.
 Ola awansowała do roli Czerhowej (opiekunki naszego akademika) i szykuje nam grzanki francuskie z przyprawą do ziemniaków. To będzie nowy hit wszystkich drogich restauracji we Lwowie!

 A może tak...jajecznica?

 Do naszego zsypu lepiej bez kija nie podchodzić! Ola dopiero dzisiaj przestała podskakiwać przy dźwięku turlających się z piętra wyżej śmieci. Kij jest zawsze na klapie, podobno inaczej odpadki z góry kończą swój żywot w naszej kuchni. Wolałam tego nie wiedzieć...trudno.
To nic takiego...po prostu krzesło w butach...
wtorek, 18 września 2012 1 komentarze

Lwów w fotografiach cz.1

 To nasz pokój zaraz po wprowadzeniu.

Nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby...ta pani nie jechała na OŚLE!
 Kryjiwka (ukr. Криївка). Knajpa, w której można poczuć się jak partyzant UPA. więcej tutaj http://www.kryjivka.com.ua/ żeby wejść trzeba wpisać hasło: героям слава. Temat nieco kontrowersyjny, ale warto zajrzeć. Klimat niesamowity. Zapraszam do działu  Фото.
Byłyśmy bardzo poruszone wyjazdem naszych znajomych. Tutaj- na dworcu głównym we Lwowie.
0 komentarze

Dzień dobry Lwowie.

Na głównym dworcu w Przemyślu wypatrujemy autobusu do Lwowa. Kiedy nasze walizki wtoczyły się na płytę dworca PKS zauważyłyśmy brązowy pojazd pamiętający czasy PRL. Tablica rejestracyjna nie pozostawiała złudzeń. Lśniące UA na niebiesko żółtym tle oznaczało, że możemy spakować walizki do luku bagażowego i zasiąść w fotelach.

Ruszamy. Przed nami siedzi młody mężczyzna, który pomógł nam z bagażami. Za nami starszy pan, prawdopodobnie Polak. Przód autobusu zajmują głośne i roześmiane Ukrainki. Po naszej prawej stronie słyszymy język angielski. Zdziwione patrzymy na dwóch chłopaków, którzy rozmawiają.

Granica Medyka – Szehyni. Roześmiane Ukrainki wyciągają z toreb siatki i rozmieszczają je w całym autobusie. Co można przemycać z Polski do Ukrainy? Zastanawiamy się, póki pani z uśmiechem pyta: Wy majete produkty?*

Okazuje się, że jeden z mówiących po angielsku jest Polakiem. Obok niego ląduje siatka z „produktami”: kawą, herbatą i serem. My odpowiadamy grzecznie, że już mamy swoje.
Drugi chłopak jest Niemcem. Po wizycie ukraińskich celników wpatruje się nieprzytomnie w podaną mu do wypełnienia „mytną deklaracje”. Wypełniamy z Gosią własne i dyktujemy nowym znajomym: Pawłowi i Florianowi.

Do Lwowa dojeżdżamy późnym wieczorem. Umawiamy się z Pawłem i Florianem pod pomnikiem Mickiewicza kolejnego dnia o 12 czasu Ukraińskiego. 

 ***

* Wy majete produkty? Czy u pani są zakupy. 

Jedyne białe i topione serki kanapkowe do kupienia we Lwowie są z Polski. Kosztują dwa razy więcej niż u nas. Jeśli lubicie sery żółte też się zawiedziecie. Ceny są kosmiczne. Więc nie dziwcie się, że nie tylko z Ukrainy przemycają, u nas też są rzeczy, na których im zależy. Jeśli chcecie mnie odwiedzić nie obrażę się z prezentu w postaci paczki żółtego sera...ewentualnie dziesięciu:D

niedziela, 16 września 2012 1 komentarze

W końcu we Lwowie

Plany zwykle ulegają zmianom w najmniej spodziewanych momentach. Lwów zobaczyłyśmy dopiero w piątek ok. 21 jadąc autobusem z granicy w Medyce - Szegyni. Wcześniej jechałyśmy pociągiem z Krakowa do Przemyśla.

Wszyscy czekali na nas na uniwersytecie i pytali mieszkającej obok Polki, kiedy wreszcie przyjadą dziewczyny z Wrocławia?

Wczoraj spędziłyśmy miły dzień chodząc po mieście ze znajomymi poznanymi w autobusie.

Niedługo zdjęcia:D
 
;